Inflacja, zerwane łańcuchy dostaw i susza. Taka jest ta wiosna, choć wiele osób zdaje się tego nie zauważać, zanurzonych w swoich planach i iluzorycznej kontroli nad projektami. Tymczasem jak u Miłosza staje się już, jak u Eliota not with a bang but with a whimper, bo najwyraźniej poeci pamiętają również w przód. Mała jest w nas świadomość tego, jak bardzo skomplikowane i złożone procesy odpowiadają za produkcję właściwie czegokolwiek w zglobalizowanym świecie, co dobrze uwidacznia choćby opisany w „Gazecie.pl” przypadek drożejącego papieru.
Jeśli idzie o suszę to świetnie i profesjonalnie śledzi ją profil Świat wody, który donosi, że w wielu regionach jesteśmy poniżej 50% normy opadów na maj. Już kilkanaście gmin w Polsce ogłosiło apel lub zakaz użycia wody wodociągowej do celów innych niż bytowe. Aktualizowaną na bieżąco mapę z regionami objętymi takimi zakazami można znaleźć tutaj. Niestety przyda się w kolejnych miesiącach. Hydrolodzy zwracają uwagę, że susza w Polsce trwa już właściwie permanentnie od 7 lat, co na razie odczuwają przede wszystkim regiony rolnicze, ale i miasta, jak Aleksandrów Łódzki, które doświadczyły już krótkookresowo sytuacji „suchego kranu”.
To jest ten moment, kiedy powinniśmy sobie uświadomić, że używanie czystej, pitnej wody do zalewania kibla jest luksusową dewiacją, której niebawem wszyscy będziemy musieli się pozbyć. Dla osób anglojęzycznych podrzucam ku refleksji przypadek Kapsztadu, który mierzył się z zagrożeniem dojścia do dna (używając niezręcznej metafory) zasobu wodnego dla miasta w 2018 roku:
How Cape Town’s Residents Are Surviving the Water Crisis—For Now | National Geographic
Day Zero: how Cape Town stopped the taps running dry
Także drogie mieszczuchy – kupujcie dodatkowe wiaderka do łazienki. Cieszmy się z każdej kropli deszczu i nie marudźmy przy prognozach pogody na urlop.