


11.12.2016
– Ja pierdolę, każdy teraz jest media – wysyczała pod nosem pani z telewizji przepychając się między gromadą ludzi wychylających się ze stopni unieruchomionych schodów ruchomych. Prawie każdy unosił lekko aparat, albo smartfona w napiętym oczekiwaniu na wjazd pierwszego pociągu, na symboliczne otwarcie nowego Dworca “Łódź Fabryczna”.
Wjechać miał punktualnie o godzinie 5:30 rano.
– Takich tłumów ten dworzec prędko nie zobaczy – podśmiewał się nieco bardziej wyluzowany pan z innej telewizji – a zobacz ilu na bani, prosto z imprez przyszło.
Fakt.
Tłum ubrany był wielowarstwowo (bo grudzień i mróz), unosiła się nad nim atmosfera uroczystej podniosłości, zapach perfum i lekko przetrawionej już wódki. Wszystko nasuwało skojarzenia z polską pasterką.
O godzinie 5:33 wyświetlacz wciąż pokazywał 5:30.
Przez ludzi na schodach zaczął się przeciskać człowiek przebrany za olbrzymiego pluszowego pączka z Dunkin Donuts.
– Mam nadzieję, że nie musi iść do toalety, pomyślałam. Starym odruchem zaczęłam obliczać odległość do najbliższej WC (setki metrów lśniących kafli) i wtedy przypomniały mi się niedawne żarty toczone ze znajomymi. To jest dworzec, który ocaliłby życie Annie Kareninie – nie zdążyłaby dobiec na peron.
O godzinie 5:35 wyświetlacz wciąż pokazywał 5:30.